
To był prawdziwy tydzień konia :
– wróciłam w niedziele w nocy z Heibronn, gdzie byłam na zawodach sama. Prędziuchno po dekoracji wsiadłam w samochód i trzeba było śmigać do domu 540 km aby rano zacząć nowy dzień pracy
– w poniedziałek od rana ogień w klinice, a nogi bolą niewymownie. Ledwie się poruszam i myślę jak dotrwać w pionie do 16:00 . O 17:00 już gonie z maluchami na zajęcia judo – ćwiczę z nimi bo Jan bez mojego wsparcia nawet nie zacznie ćwiczyć 😅- a nogi bolą coraz bardziej po 8 godz stania. Zaciskam zęby aby przetrwać a wiem , ze jeszcze czeka mnie oprawa dokumentów z całego dnia w lecznicy, wykonanie aktywnej regeneracji i pokręcenie 50 min w garażu na trenażerze 🚴♀️…. padam o 23:00
– wtorek -mój mąż wyjeżdża na 3 dni na kongres wiec wiem , że nie będzie lekko. Rano przychodzi e-mail z informacją, że dostałam kwalifikacje do Mistrzostw Świata w Samorin na Słowacji 02.06.19 i od razu nogi przestają tak boleć … w duchu modlę się , żeby tylko nic się dziś nie wydarzyło nagłego bo chciałabym się choć odrobinę wyspać . Pobożne prośby chyba nie zostały wysłuchane – o 21:00 cesarka u 55 kg suczki- 9 szczeniaków – kończę o 23:00 a w łóżku jestem o 1 w nocy
– środa – powinnam wstać o 6 i szykować dzieci do przedszkola bo przyjeżdża bus o 7:00…. bez szans – budzę się o 7:15 – k@rwa – na 8:00 mam pierwszego pacjenta, a jestem już z czasem w tyle…. Dobrze, że dzieci nie płakały i udaje mi się ogarnąć je w 45 min i odwieść do przedszkola. Pracę kończę o 15:00 , później przemieniam się w taxi mum i wiozę dzieci na zajęcia lekkoatletyczne. Chodzę w kółko po stadionie, bo jak usiądę to zasnę ot tak, na siedząco …i znowu będą miały ubaw mamy innych dzieci😂. Dobrze , ze mam Ule bo ona kładzie dzieci do snu, a ja lecę na basen ….padam
– czwartek prawie normalny – udaje mi się nawet miedzy terminami zrobić 2 godziny roweru po , których mam 15 min na prysznic i obiad i zaczynam szubko popołudniowe godziny przyjęć … muszę pracować rezolutnie bo na 18:30 trzeba zawieść Mie na basen … a z Janem spędzić 45 min zabawy na placu zabaw
Piątek – wrócił Włodek to już lżej ale w domu taki bałagan , że chyba lepiej będzie jak zamiast szczotki wezmę łopatę żeby wszystko odgruzować 🤪
Sobota – wyjeżdżam o 7:00 na lotnisko do Düsseldorf bo lecę na Festiwal „Siła Marzeń”, Miłki Raulin aby podzielić się z Wami jak godzić prace , sport i macierzyństwo . Cudowne przeżycie …. jestem na festiwalu do 21 a o 21:30 trzeba jeszcze zrobić 6 km luźnego biegu. Dobrze , że Warszawa jest oświetlona bo pora do biegania nie sprawia problemu – u mnie w miasteczku jest wyłączane światło o 22:30 i nie mam szans na takie bieganie – zazdroszczę Wam tym miejskich udogodnień.
– niedziela 6 rano wylot na lotnisko , o 12:00 jestem w domu bo do pokonania miałam 200 km autem. Rzucam plecak i jadę z dziećmi na rower. Wracam o 14:00. Szybki obiad i pół godziny drzemki na kanapie . O 15:30 wyjeżdżam na zawody . Trochę mi się nie chce ale jadę i jeszcze wygrywam z wyjątkowo lekkimi nogami …. ostatnie 2 tygodnie ciężkiej pracy z Majorki przynoszą efekty.
Tak to po krotce wygląda tydzień z mojego życia … 😊
buziaki ogromne i życzę Wam wszystkim aby w każdym pędzie i gonitwie doceniać to, co kochacie najbardziej. Dobrego tygodnia😘
